wtorek, 29 marca 2011

Chapter Four

- Siema! co robicie?!
- Aaaaaaaa! - Krzyknęli wszyscy na raz.
- Ludzie przygniatacie mój tyłek!
- Nie krzyczcie tak!
- A ty kto!?
- Ciiiiiiiiiiiicho!
Teraz było słychać tylko konika polnego.
- Raz, mam podarte spodenki. Dwa, pożyczę się Ciebie Justin. Trzy, złazić z mojego tyłka! Cztery, jestem Gaba. Pięć, ale już! - Wrzasnęła a oni wykonali polecenie. Potem przybyły chłopak pomógł jej wstać, a Justin pożyczył bluzę.
Zawiązała ją sobie wokół pasa. Stanęła jak wryta.
- Ziemia do Podartych Gaci!
- Nie drzyj się do ucha. Odbiór.
- Poznajcie się, to jest Krystyna a to Gabriela. - Ryan przejął pałeczkę.
- To brzmi jak imię jakiegoś anioła. - Powiedziała robiąc idiotyczną minę. - Ale mów mi Gabi. - Uśmiechnęła się do chłopaka.
- Christian
- Christian, Chrrrristian, Chrrrrrrrrrrrrrrrristian! - Zaczęła powtarzać to słowo z akcentem, a chłopaki wybuchnęli śmiechem.
- Gabi, chodź, mój dom jest najbliżej więc mam dla Ciebie propozycje. - Wyszczerzył się Justin. 
-Mam się bać?


- Hhhahhahaaa! Jestem boska jak Puszcza Kampinoska!!
Wydarła się, zjeżdżając po poręczy do chłopaków.
- Oto jakże cudne gacie samego Justina Biebera. - Mówiła głosem jakby przedstawiała jakąś kolekcję ubrań na pokazie mody. Padła na wersalkę między chłopaków.
- Uff, gorąco tu, idę po picie.
- Czekaj, ja Ci przyniosę, jesteś gościem.
- Ale mam ręce i nogi. - Zerwała się. - Ha! Zdążyłam już wstać, więc zajdę.
- Idę z Tobą.  - Chaz.
Uśmiechnęła się i potem była już razem z Chazem w kuchni. Nalała sobie soku pomarańczowego do szklanki i szybko go wypiła. Niesamowita ulga dla spragnionego człowieka.
- Dziwna sytuacja, nie wiedziałem że jesteś moją dziewczyną. - Wyszczerzył się i poruszał brwiami.
- Też nie wiedziałam. - Wystawiła język i umyła szklankę w zlewie. Przecież trzeba po sobie sprzątać.
Kiedy już wyszli z kuchni i skierowali tyłki do salonu gdzie znajdowali się chłopacy, zastali dziwną sytuacje.
- Yy.. czekaj czekaj, .. Chris! co ty robisz?
- Nic.
- Czyli?
- On próbuje zemdleć.
- Na cholerę Ci to człowieku! - Pociągnęła go za ramiona na kanapę i sama tam usiadła. 
Zapadła cisza. Krótkotrwała cisza.
- Karaoke!!
Od tego słowa zaczęła się 'zabawa'. Wszyscy skrzeczeli ile wlezie. "I know u want me, u know I want cha! "To była piosenka wieczoru. Rozdzwonił się jejtelefon.
- Taaak?
- Gabi, kiedy będziesz w domu?
- A no właś..
W tym momencie słuchawka została jej brutalnie odebrana.
- Dobry, prze pana. Gaba może zostać dziś u nas na noc?
- U nas? czyli u kogo?
- Mnie, kolegi.. i dwóch dziewczyn. 
- Hm.. dobrze, ale nie balujcie za bardzo.

-  Czy ty właśnie określiłeś mnie i Chaza jako dziewczyny?!
Zaczęła się wojna na poduchy.
Cały wieczór zleciał im na wygłupach, a potem Ryan i Chaz musieli iść. Chrisitian padł zaraz po tym jak się umył i położył do łóżka.
Dziewczyna dostała od Justina koszulkę na noc. Taką ładna fioletową. Nie mogła spać więc zeszłamna dół, do pobojowiska. Siedział tam Justin i wpatrywał się w pustą ścianę.
Usiadła koło niego i wtuliła się w jego ciało. Tym samym on ocknął się i zdziwiony popatrzył na nią.
- Jakoś tak mi.. dziwnie. Mogę?
- Jasne. - Uśmiechnął się i przytulił do siebie. Potrzebowała tego. Rzadko kiedy ktoś ją przytula.
- Potrzebowałam tego. Proszę, powiedz, że nigdy mnie nie zapomnisz.
- Nie ma takiej możliwości. Ten Twój pocałunek w policzek był miły.
Zamyśliła się a po chwili przypomniała sobie sytuację.
- Sprawdzałam czy masz miękki policzek. - Wystawiła mu język.



Makabra.
Five comments?

poniedziałek, 28 marca 2011

Chapter Three

- Jezu ludzie dajcie spać! Jest wczesny ranek!
- Dokładniej to 9. Rozumiem, że nie jedziesz z nami?
- Jak widać nie - Powiedziała i pokazała "peace" spod kołdry. Usłyszała charakterystyczny dźwięk zamykanych drzwi i spała dalej.
- Chyba świat mnie nienawidzi - Wymruczała odbierając telefon.
- Co?
- Ale że co?
- No ja się pytam co!?
- Aaaa no tak siema Justin. Co tam?
- Dobrze... - Dało się słyszeć zastanowienie w jego głosie.
-Obudziłeś mnie imbecylu! - Wrzasnęła po czym usłyszała śmiechy.
- Ouu.. no ale w sumie to jest wpół do 12.
- Wczesna godzina, daj spać. Branoc dobry człowieku!
- Bo tam przyjdę.. przyjedziemy.
- Akurat, nie masz mojego adresu.
Rozłączyła się, jednak wcześniej usłyszała coś na kształt 'się okaże'. Położyła się na łóżko jednak po chwili zaczęło jej wiać po tyłku.
- Co do..?!
   Gdzie jest moja kołdra... dziwne, pomyślała.
Podeszła do okna i ujrzała grupkę chłopaków. 
   Zaraz, co?! Justin?!, przebiegło przez jej myśli.
Pobiegła na dół zamknąć drzwi na klucz. Usłyszała dzwonek i było już za późno. Teraz mogliby usłyszeć przekręcany klucz.
Spojrzała w lustro. Koronkowe majtki i bluzka na szelkach to nie najlepszy pomysł. Pobiegła po schodach na górę, na dodatek przewracając się.
- Fuck!
Wbiegła do pokoju i na wszelki wypadek schowała się za otwartymi drzwiami.

[Ten sam czas, oczami Justina]
- Przepraszam, wie pani gdzie mieszka Gabrysia, ciemna blondynka, średni wzrost? - Zapytał głupio, przechodzącej kobiety z dzieckiem.
- Ah tak! Ale mogłabym prosić o autograf dla małej?
Wskazała na dziewczynkę. Podpisał się na karteczce a kobieta podała mu adres.
- Mamy ją - zaśmiał się Ryan.
Ruszyli w stronę domu. Podeszli do drzwi i zadzwonili. Długo nikt nie otwierał, potem usłyszeli krzyk
- Wchodzimy.
Poczuli się jak w serialu kryminalistycznym. Przeszukali cały dom, a potem znaleźli się w prawdopodobnie jej pokoju. Stłumione, czerwone ściany i 'dziki' układ mebli. To na pewno jej.

[Oczami Gaby]
- PAJĄK!!
Wrzasnęła, tym samym wyskakując zza drzwi i zdradzając swoją lokalizacje.
   Świetnie, pomyślała.
- Co gdzie jak?! AAAAAA!! - Justin wskoczył na krzesło i zaczął się wydzierać jak dziewczyna. Gabi schowała się za niego i obydwoje patrzyli na pająka przerażonym wzrokiem.
Całe towarzystwo pompa na całego.
Popatrzyła na nieznanych jej chłopaków.
- Dajcie buta.
- Trzymaj.
Jeden podał drugiemu książkę, która na okładce miała narysowanego buta. Uderzył nią pająka i po sprawie.
Przypomniała sobie, że jest roznegliżowana kiedy poczułam na sobie spojrzenia wszystkich zgromadzonych.
- No co?! Dziewczyny nie widzieliście?! Dobra.. nie odpowiadajcie. A ty Justin, bardziej na lewo.
Pociągnęła go tak, że stał pomiędzy nią a chłopakami, przodem do nich i zasłaniał im widoki.
- Khym. Pozwolicie że się ubiorę prawda? Siadajcie na łóżku i zamykać oczyska.
Zrobili to co kazała.
Pocałowała Justina w policzek i powiedziała ciche 'dzięki'. Potem on zamknął oczy a ona posadziła go na łóżku. 
Wzięła ubrania do ręki i poszła do łazienki.

- Siema, Gaba jestem. Wcześniej jakoś nie było predyspozycji.- Powiedziała do chłopaków kiedy weszła do pokoju i pokazała zęby w uśmiechu.
- Ryan.
- Chaz.
- Mnie znasz.
- A Chrisiaka dzisiaj nie ma.
Usłyszała po kolei.
- Hm.. no okay. Więc..? Czymże to zawdzięczam wasze odwiedziny?
- Idziemy na miasto!
Krzyknęli i wyciągnęli ją z domu siłą.
Powłóczyli się po mieście, za każdym razem się śmiejąc. Aż w końcu musiał przyjść ten moment.
- Kim ona jest?!
- To Twoja nowa dziewczyna?!
- Kiedy się poznaliście?!
- Jak ma na imię?!
Padały różne pytanie.
- Nie. Ja jestem dziewczyną Chaza. Do zobaczenia.. - Powiedziała i pociągnęła chłopaków. Biegli ile sił w nogach, a potem wpadli w krzaki. 




Dobry, w tej chwili mam ochote porzucić to wszystko, ale nie chcę znów tak szybko rezygnować.
Mam nadzieję, że się podoba, dedykacja dla każdego kto skomentuje ♥
Aha, od teraz rozdziały będą się pojawiały jak tylko będzie 5 komentarzy.
Dziękuje za uwagę, 
Peace&Love, Sheep. 

niedziela, 27 marca 2011

Chapter Two

Wybiegła z pokoju łapiąc po drodze pierwszą lepszą rzecz. W szybkim tempie zbiegła do kuchni.
- Co tu się dzieje?! Mam paluszki i nie zawaham się ich użyć! - Przybrała pozycje bojową a jej rodzice wybuchli śmiechem.
Wyprostowała się i patrzyła na nich jak na kopniętych.
- Wyjaśnienia?
- Córcia, to tylko wazon się stłukł.
- Teraz mi mówicie że w całej kuchni jest szkło? No ja chyba nie dożyje wyjazdu. - Powiedziała wskakując na krzesło i wywracając oczami.
Parę minut później szkło zostało pozbierane, a ona w swój ostatni dzień w tym miejscu dostała zadanie bojowe.
Z przymrużonymi oczyma popatrzyła na górę błota pod którą prawdopodobnie kryło się ich auto.
 Ciekawe kiedy ja się spakuje, pomyślała.
Włączyła mp3 i wzięła się za mycie.

   Ucałowała mamę i podreptała na górę do pokoju z którego wydobywał się dźwięk chrapania. Szepnęła ciche 'do zobaczenia' i dała tacie całusa w policzek.
Zeszła na dół, rodzicielka ostatni raz mocno ją wyściskała i skierowała się do taksówki która miała ją zawieźć na lotnisko.
Przypomniała sobie, z jaką fascynacją oglądała zawsze filmy katastroficzne. Np. ten o czternastolatce co uratowała samolot z ludźmi.
 Phh... ja bym prędzej drzewa zaliczyła, pomyślała.
   W samolocie trafiło jej się miejsce koło jakiejś staruszki. Nadziana babcia. Opowiadała jej swoje historie o życiu etc. Większość lotu przeleżała słuchając muzyki,  którą przerywało chrapanie starszej kobiety. Ma ona parę.
Gabrysia zastanawiała się skąd żona wujka będzie wiedzieć która to ona.   
    Ciekawe...

Wyszła z samolotu i przeciągnęła się. Za nią wyszła jakaś Różowa szczerząc się jak mysz do sera.
- Przepraszam, ty jesteś Gabrysia?
Różowa nic nie powiedziała tylko wywijając tyłkiem odeszła. G. pomachała do tej kobiety.
- Miło mi, mów mi Gaba. - Podała jej rękę i pokazała rząd białych zębów.
- Oh, jak miło cię poznać! - Uścisnęła ją.
   Ruchem ręki kazała mi iść za sobą. Wsiadły do auta, a ona przez całą drogę szczerzyła się do przechodniów jak idiotka.
Miło mi, G., pomyślała.
Wyszła z auta i stanęła jak wryta.
Ocuciła się dopiero kiedy ktoś zasłonił jej widoki willi.
- Wujek! - Rzuciła się na przybysza.
- Gabi! I jak ci się tu podoba?
- Hm.. ful wypas auto, willa, żoneczka, wujek szalejesz! A gdzie dzieciak?
- Khym - Odchrząknął a ona się obróciła i ujrzała słodką dziewczynkę.
- Hej kochanie - Uśmiechnęła się do niej. - Ile ma?
- Trzy - Powiedziała jak okazało się, Sandra, czyli żona wujka, matka dziewczynki.
   Przez resztę dnia, została oprowadzana po domu i pokazano jej, jej własny od teraz pokój. Wchodząc do niego wyszczerzyła się, że aż ją zawiasy bolały.
Potem czas spędziła z Weroniką[dziewczynka].
- Gabi, chodź jedziemy na zakupy!
- Co gdzie jak? Która godzina i jakie kupy?
- Zakupy! Trzeba ci kupić jakieś przyzwoite ciuchy. - Uśmiechnęła się
- Em.. no okay. Daj mi 20minut. - Powiedziała wchodząc do łazienki. Wzięła prysznic, wysuszyła włosy i ubrała zielone spodenki i białą, luźną koszulkę.
Zeszła na dół do kuchni gdzie została przywitana soczystym całusem w policzek od Weroniki.
- Zaraz zaraz. To ona wstaje wcześniej ode mnie? Która jest?
- Teraz? ..równa 12. - Sandra odpowiedziała spokojnie majstrując coś przy ekspresie do kawy.
Kobieta zabrała ją do centrum handlowego i zaciągnęła do sklepu ze spódnicami.
- Nie ma mowy!
-Ciszej. Nie krzycz tak.
- No dobra. Nie ma mowy, nie ubiorę spódnicy. W życiu, ouee - szepnęła.
- To chodź tam! - Wskazała ręką na jakiś nieznany jej sklep.

- Ja mam chodzić w bluzce z cekinami i na dodatek w różowej?
   Ta kobieta najwyraźniej nie zauważyła jak ja się ubieram, pomyślała.
- Zaraz wracam.
Sandra zniknęła jej z oczu więc usiadła sobie przy fontannie, sącząc shake'a truskawkowego.
- Cześć! - Coś jej zaświergotało koło ucha.
- Ekhem?
- No przecież widzę że jesteś dokładnie taka jak ja! - Zmierzyła różową wzrokiem i wybuchnęła głośnym śmiechem. Odłożyła kubek na murek i stanęła przed nią.
Odchrząknęła.
- Aaaaaa! Lofciam Justina Biebera! Nosze różowe mini sukienki i dziś kupiłam sobie perfumy z Barbie! Obczaj to jak mnie czuć! Planuję porwać Justiiinka i ubrać w róóóóż! bo róż jest piękny, jest mą miłością, nigdy nie przestane go kochać. A dziś widziałam takie boskie tipsiki! Rozumiesz to? One miały taką
jakby nitkę przyklejoną! Różowe! Iiiiip! Chodź idziemy je kupić! - zaczęła piszczeć na tyle głośno, że przechodznie się oglądali.
- Widzisz? Mówiłam! Chodź idziemy je kupić! Muszę je mieć koniecznie iiip!
Chwyciła ją za rękę i ciągnęła za sobą. 
- No to teraz się wkopałaś. - Powiedział jakiś chłopak.
Justin!, pomyślała.
- Hm.. czy ja wiem.
Spojrzała na sklep z napisem 'House' i wyrwała się różowej. Wbiegła pomiędzy półki i przy okazji zauważyła luźną koszulkę.
Wyszła ze sklepu w innej koszulce i w okularach żeby jej znów nie zaczepiła.
- Róż! - Podskoczyła do góry.
- Justin! Zawału dostane przez ciebie! A tak w ogóle to siema. - Wyszczerzyła się.
- Gabi?!  Nie mówiłaś że tu jesteś, będziesz..
- Zapomniałam?
- No patrz. Nie myślałem że kiedykolwiek cię spotkam.
- Mówiłam już że mam sentyment do tego imienia - Uśmiechnęła się do niego. - No dobra. Mniejsza o to, ale muszę już iść bo ciotka będzie się martwić.
- Daj przynajmniej twój numer!
- A internet ci nie wystarcza?
- Nie - Wyszczerzył się a ona zapisała swój numer na jego ręce.
- To cześć. - Powiedziała i poszła w stronę machającej ciotki.  Po krótkiej kłótni, pojechały do domu.




To cześć ♥♥
Dziękuje za komentarze i liczę, że coraz więcej osób będzie czytać :)
Wiecie, tak jakoś sobie wyimaginowałam, że fajnie by było gdyby ten blog czytało więcej niż 10 osób...


sobota, 26 marca 2011

Chapter One

- Aaaaaaa! - Po całym domu rozległ się jej krzyk.
Zaczęła sobie wyobrażać jak to będzie...
- Córcia żyjesz? - Rodzicielka machała jej ręką przed oczami. Ona natomiast zaczęła skakać po pokoju i tańczyć a na końcu rzuciła się na swoją mamę.
- Zaraz moment który dzisiaj jest? Nie wrabiasz mnie?
- Nie. Mówię poważnie. Na lotnisku będzie czekać jego żona. Powiedział, że żałuje że nie mógł być na twoich świętach i chciałby nadrobić to 14 lat. Więc zostajesz tam na rok.
- A co ze szkołą?
- Kiedy tam będziesz, zaczną się wakacje, a po nich on zapisze cię do szkoły.
- Emm... no ok. Mamo? Wiesz że cię kocham?!
- Haha tak wiem, też Cię kocham skarbie.
   Po tym jakże krótkim dialogu stała się chyba najszczęśliwszą dziewczyną na ziemi. Nie liczyło się to, że poleci pierwszą klasą. Nie liczyło się to, że jej chrzestny ma kupę forsy. Nie liczyła się żadna rzecz. Nie jest materialistką. Dla niektórych szczęście to sława, pieniądze, rozgłos. Dla niej, szczęście to móc wyrwać się z tego małego miasteczka w Polsce, móc rozprostować swoje skrzydła. Wyjechać w całkiem inne, obce i nieznane jej miejsce i poznać innych ludzi.
- Mamo.. jeszcze jedno - Powiedziała po ciuchu wchodząc do kuchni.
- Tak?
- Jaka jest ta żona wujka? Nie żebym ja coś ten... ale sama rozumiesz.
- Wiesz, nigdy nie miałam okazji jej poznać, ale mam  nadzieję, że się polubicie. - Rodzicielka uśmiechnęła się do niej, a ona szepnęła 'dziękuje' i przytuliła się do niej.

   Usłyszały szczekanie psa, a zaraz potem dźwięk otwieranych drzwi.
- Siema tata! - Wrzasnęła i rzuciła się mu na plecy. Chwycił ją i chodził tak po całym domu. Ostatnio takie zdarzenie miało miejsce dobrych parę lat temu.
Zeszła z niego i przybiła mu żółwika. Zaraz potem pognała do swojego pokoju na górę. Ucieszona puściła Disco Polo i zaczęła tańczyć. Po chwili usłyszała śmiechy i odwróciła się do tyłu. W drzwiach stali jej rodzice i najwidoczniej śmiali się z tego co wyprawiała.
- No co? Cieszyć się nie można? - Wyszczerzyła w ich stronę moje odziane w nowy aparacik zęby.
Zamknęli drzwi a ona kontynuowała swój taniec do dzikich rytmów.

   Opadła zmęczona na łóżko kiedy w głowie huczały jej słowa 'Jesteś szalona! mówie ci...'   .W jej umyśle pojawiały się pytania związane z chrzestnym. Widziała go tylko pare razy, ostatnio jak był u jej taty w pracy.
Chciałaby wiedzieć, dlaczego nigdy nie było go kiedy świętowała swoje urodziny. Jednak troche niezręcznie byłoby zapytac o to prosto z mostu.
Z rozmyśleń wyrwał ją ogromny huk z dołu.






Pierwszy rozdział jak widać :)
Co tu dużo pisać! Drugi pojawi się na pewno jutro, nie jestem w stanie określić o jakiej porze, ale podejrzewam, że pod wieczór.
   A właśnie, rozdział ujrzycie dopiero wtedy gdy będzie 5 komentarzy mwhahaha.
Dedykacja dla @Sweet_Juka ♥